Wspomnienie Tofika

Tofik był kotem wyjątkowym. To bure futerko skrywało tak niesamowitą, kocią osobowość, że dziś ciężko nam uwierzyć, że znaliśmy takiego kota. Nasze drogi spotkały się kiedy Tofik był maleńkim kotkiem. Już wtedy został bardzo doświadczony przez los. Jedna z naszych wolontariuszek, która wracając z pracy późnym wieczorem- około 22- zauważyła na poboczu ulicy świecące oczy kota i zatrzymała się.... To co zobaczyła poruszyło ją do głębi- na zwłokach potrąconej i nieżywej już kotki leżało jej maleństwo. Kocia mama mogła już nie żyć od kilku godzin, a maluszek leżał na martwej mamie, gdyż był bardzo chory- miał prawie całkowicie zaklejone ropą oczka.... Udało się zabrać maluszka choć syczał i prychał, gdyż był całkowicie dziki. Kociątko miało ok. 2 miesięcy, a po wizycie u weterynarza okazało się, że jego stan był poważny. Ogromna ilość pcheł bardzo wyniszczyła jego organizm, do tego był zarobaczony i chory. Podczas zabiegów pielęgnacyjnych w swojej obronie syczał, drapał i gryzł nas po rękach. Potrzebowaliśmy zaledwie kilku dni, aby z dzikuska nasze kociątko stało się ogromnym przyjacielem człowieka. Jednak los nadal nie był dla niego łaskawy. Praktycznie całe życie Toffika walczyliśmy o niego, był bardzo chory- cierpiał na wirusową , właściwie śmiertelną chorobę. Tofik żył z nami kilka pięknych lat. Dokładnie 7. Jesteśmy wdzięczni za ten wspólny czas, jaki był nam dany. Tofik kochał ludzi, kochał nas. Pierwszy biegł przywitać wchodzącego do domu człowieka, pierwszy wskakiwał na kolana, jakby mówił no dobra - opowiadaj co słychać. I słuchał, pomrukując i wtrącając swoje uwagi. Oglądał z nami telewizję, siedział przy komputrze i wysyłał wiadomości w świat. Uwielbiał spać w łóżeczku dla laleczek. Kiedy ktoś gorzej się czuł, czy to fizycznie, czy psychicznie zjawiał się doktor Tofik i leczył. Leczył swoim spokojnym mruczeniem. To nie był zwyczajny kot, to był Kot przez wielkie K. Tofik długo walczył z chorobą, walczyliśmy i my. W końcu niestety odszedł i pozostawił po sobie pustkę, którą ciężko będzie kiedykolwiek zapełnić. Mamy nadzieję, że jest szczęśliwy za Tęczowym Mostem. Marzymy, że wyśle do nas jedną ze swoich wiadomości i da znać, że wszystko jest w porządku. Powiecie, że to niemożliwe, my odpowiemy, że dla Tofika nie było rzeczy niemożliwych...
Apelujemy kochajcie buraski, te pospolite futerka, skrywają niesamowite osobowości.

Wspomnienie Kostusia

Kostuś w Przystani pojawił się dość niespodziewanie. Nie planowaliśmy w tym czasie wykupić kolejnego konia. Do skupu , pojechaliśmy odebrać Sorela. W okresie wakacyjnym, wielu naszych stałych darczyńców nie ma, są na urlopach. Bardzo ciężko wtedy uzbierać pieniądze na wykup. Na Sorela, stareńkiego konia ledwo wysupłaliśmy pieniądze. Obok niego, stał kasztanowy koń, chudy jak siedem nieszczęść. Grzywa rozczochrana, żebra sterczały, ale bystre oczka przyglądały się nam. Kiedy człowiek, spojrzy w oczy konia, który ma iść na rzeź, coś w nim pęka. Chce go ratować za wszelką cenę. Te oczy błagały o życie. Kiedy, usłyszeliśmy jego historię, wiedzieliśmy już, że MUSIMY zrobić zbiórkę, musimy go ratować. Ten koń wiele przeżył. Jako źrebak trafił do takiego, samego punktu. Miał jechać na pewną śmierć. Na szczęście, znalazł go w tym miejscu dobry człowiek i ocalił. Razem spędzili osiem lat. Jak to w życiu bywa, niczego nikt nie może być pewnie. Właściciel konia zmarł nagle i niespodziewanie, Kostek po pięknych ośmiu latach, w czasie których zdążył zapomnieć o złych doświadczeniach z dzieciństwa, po raz kolejny trafił do skupu koni rzeźnych, po raz kolejny miał jechać na pewną, pełną bólu i strachu śmierć. Dobrzy ludzie nie dali Kostusiowi długo stać w skupie. Zebraliśmy potrzebną sumę. W ciągu paru dni przyjechał do nas. Najważniejszym było leczenie, nie wiedzieliśmy co mu dolega, na co choruje. Z jakiego powodu jest tak bardzo chudy. Po nocy spędzonej w przystaniowym boksie, trzeba było Kostka załadować na przyczepkę i zawieźć do kliniki. Bał się, nie chciał biedak iść. Zapewne obawiał się, że po raz kolejny trafi w to miejsce, miejsce które pachnie strachem. Pan doktor nie miał dla nas dobrych wiadomości. Mówił, że życie tego konia, może bardzo krótko trwać... Miał problemy z łykaniem, dlatego też trzymał jedzenie w pysku, ale nie wpadało ono tam, gdzie powinno. Mieliśmy nadzieję, że uda się znaleźć jakiś sposób na jego wyleczenie. Po powrocie do Przystani, Kostuś wybiegł z przyczepy szczęśliwy, wyglądało, jakby się cieszył, że wrócił do domu. Nie oglądał się na nikogo, tylko pobiegł prosto do boksu, w którym spędził noc. Wiedział, że ten boks jest jego. Kostek już na następny dzień zaczął rządzić w Przystani, został gospodarzem. Chodził po placu i przez cały dzień pilnował gęsi, aby przypadkiem nie postawiły swojej stopy na jego terenie. Gęsi były oburzone, bo jak to tak, przyjeżdża taki i ustawia wszystkich. Jednak Kostek miał przewagę i ustępowały mu. Pilnował ludzi, którzy sprzątali jego boks. Zaglądał im przez ramię, kontrolował , czy przypadkiem mu nie wynoszą lizawki, albo musli. Kiedy jadł, to całym sobą, miał upaprany pysk, uszy i nos(co widać na zdjęciach) Udało mu się nawet odrobinę przytyć, co cieszyło nas ogromnie i dawało nadzieję. Śledził Dorotę, która karmiła kury. Zaglądał jej przez ramię, jakby sprawdzał, czy sypie odpowiednią ilość karmy. W dniu sprzątania pastwisk, do przystani przyjechało wiele osób. Kostuś chodził swobodnie po placu, straszył gości, robiąc groźne miny i powoli zbliżając się. Gdzie pojawiał się ktoś z talerzem, szedł sprawdzać, czy nie ma tam czegoś pysznego dla niego. Mieliśmy pana i władcę przez te 52 dni. Najukochańszego, najszczęśliwszego konia. Kostek zaprzyjaźnił się z kucykiem Busiem. Buś był wtedy w bardzo złym stanie, nie wstawał na nogi. Kostek swój dzień rozpoczynał nie od śniadania, nie od sprawdzenia placu, w pierwszej kolejności biegł pod boks Busia. Tam spędzał około pół godziny. Stał rozglądał się, wsadzał czasem głowę do boksu Busia. Towarzyszył kucykowi, wyglądało to tak, jakby codziennie przychodził przywitać swojego przyjaciela i spędzić z nim trochę czasu. Dopiero później zabierał się patrolowanie placu, pilnowanie pracowników i straszenie gęsi. Był niesamowitym koniem. Bardzo nam brakuje jego łobuzerskiego spojrzenia. W ostatnich dniach życia był słabszy, dużo leżał. Jednak śmierć była dla niego łaskawa. Zasnął w swoim boksie.

Nigdy, przenigdy nie będziemy żałować wykupienie tego chorego konia. Przeżył z nami piękne 52 dni, zachowywał się jak król od pierwszego dnia, a my z radością odgrywaliśmy rolę jego poddanych.
Czasem nam się wydaje, że Kostek za tęczowy most wcale nie chciał odejść, że został przez chwilę pilnować i sprawdzać, czy aby na pewno Dorota sypie dobrą ilość karmy kurom, czy Dominik przypadkiem nie poświęca zbyt dużo czasu kotom, czy ktoś nie grzebie w jego boksie. 52 dni to bardzo niewiele czasu, ale wystarczyło nam na pokochanie Kostusia z całego serca. To był wyjątkowy koń.
Wasz 1 procent podatku być może pozwoli ocalić w 2015 roku konia podobnego do naszego Kostusia, dlatego bardzo Was prosimy na zeznaniu podatkowym wpiszcie nasz numer KRS000015352.

Dzisiaj dzień zadumy, wspomnień zmarłych…

Wspomnień wszystkich ludzi i zwierząt bliskich naszym sercom… Przystań Ocalenie przez tak wiele lat działalności pożegnała ogrom podopiecznych… Każdy z nich odcisnął swoją łapkę, pazurek, kopyto, raciczkę, rączkę w naszych sercach…Niektóre z nich były z nami nawet kilkanaście lat a niektóre kilka dni a czasem nawet nie kilka a jeden… Wszystkie po przejsciach, wszystkie wyrwane z objęć śmierci… Często ktoś pyta nas czy pamiętamy każdego zwierzaka, który pojawił się w naszym życiu. Odpowiedź brzmi tak. Każdego z nich bardzo dobrze pamiętamy, pamiętamy jak wyglądał, jaki był, co lubił, czego nie, pamiętamy też wszystkie ich historię- skąd były, co przeszły. Może nie wydaje się to normalne. Dla nas jednak jest, tak samo jak pamiętamy o zmarłych ludziach, członkach naszych rodzin my pamiętamy o naszych zwierzętach bo każdy z nich, każdy jeden był, jest i zawsze będzie członkiem naszej przystaniowej rodziny. Każde odejście, każde pożegnanie z nimi jest dla nas bardzo trudne i bardzo boli… Wydawać by się mogło, że jeśli tak często musimy kogoś żegnać to może jakoś się przyzwyczaimy, uodpornimy i będzie nam łatwiej. Niestety nie jest… Każde pożegnanie boli nas tak samo mocno i jest tak samo trudne… Na śmierć bliskich i ważnych w naszym życiu istnień nie da się przygotować ani się z nią pogodzić… Zawsze odejścia będą trudne i pozostawią rysy na naszych sercach… Dzisiaj chcemy przypomnieć Wam kilka zwierzaków, które szczególnie mocno zapisały się w historii Przystani… To takie nasze symbole… Każdy kto pomyślał o Przystani zawsze przed oczami miał jednego z nich… Były niesamowite i jakoś tak szczególnie mocno skradły nasze serca…

Dzień kundelka!

Dziś dzień Kundelka!
Dziś jest dzień wyjątkowy. Wszystkie duże i te malutkie, bure, rude i łaciate kundelki mają swoje święto. Dziś jest Dzień Kundelka. Życzymy wszystkim psiakom, aby były szczęśliwe, otoczone miłością i radością ❤
W Przystani Ocalenie nie ma rasowych psów. Same kundelki, starsze, schorowane i niepełnosprawne. Staramy się je rozpieszczać każdego dnia, ale zapasy smakołyków, mokrej karmy i biszkoptów topnieją bardzo szybko. Dziś się cieszą, mają nadzieję, że dostaną coś pysznego. Może puszkę karmy, a może ktoś im podaruje opakowanie ukochanych biszkoptów lub paczkę smaczków.
Będziemy wdzięczni za każdy najmniejszy prezencik dla nich.

🐶Karmę można zamówić tutaj:

➡️Klik⬅️
🐶Smakołyki zamówisz tutaj:

➡️Klik⬅️
🐶Biszkopty:

➡️Klik⬅️

Nasz adres: Przystań Ocalenie,
ul. Kombatantów 134,
43-229 Ćwiklice
Tel 501 241 784

Można też zamówić w Przystaniowym Sklepie, nie będzie dodatkowych kosztów za wysyłkę.
➡️Klik
Biszkopty można zamówić tutaj:

➡️Klik
Smakołyki zamówisz tutaj:

➡️Klik

Jeśli zdecydujesz się kupić w Przystaniowym Sklepie to prosimy, aby w formularzu dostawy wpisać swój adres. Tylko w taki sposób będziemy wiedzieć, od kogo są zakupy. Nie martw się, nic nie wyślemy do Ciebie.

Można też wpłacić kilka złotych na ten cel:
91 1050 1399 1000 0022 0998 2426
z dopiskiem "Dzień Kundelka”
Komitet Pomocy dla Zwierząt
ul. Bałuckiego 7/37
43-100 Tychy

Można też pomóc kupując tapetę- wysyłając sms o treści OCALENIE na numer:

Numer 7248- koszt sms-a 2,46 zł z VAT

Numer 7420 -koszt sms-a 4,92 zł z VAT

Numer 7928- koszt sms-a 11,07 zł z VAT

Żegnajcie Śnieżku i Kuloczku…

Śmierć to nieodłączna część naszego Przystaniowego życia… Stykamy się z nią regularnie. Nie ma takiego miesiąca żebyśmy nie musieli żegnać któregoś z naszych podopiecznych… Dzisiaj przyszło nam pożegnać dwóch wyjątkowych mieszkańców Przystani Ocalenie- Kuloczka i Śnieżka… 💔 Dwa symbole naszej Przystani odeszły na zawsze… Kto chociaż raz odwiedził naszą Przystań na pewno pamięta szarego, grubiutkiego kotka leżącego do góry brzuchem przed naszą Przystanią i siwego kocurka śpiącego zazwyczaj na balotach słomy… Łączyła ich taka sama historia… Kiedyś głodne, chore, zziębnięte, przemoczone, sponiewierane przychodziły każdego dnia na naszą kocia stołówkę. Teraz wyjątkowi mieszkańcy Przystani i nasi Przyjaciele…
Były tak dzikie, że nie pozwoliły nawet na siebie spojrzeć… Kiedy widziały człowieka uciekały ile sił w łapkach… Szczególnie spotykaliśmy je zimą, wtedy bardzo szukały pomocy- jedzenia i ciepłego kąta. Kiedyś do nas przychodziły ,aby się najeść i uciekały gdzieś w stronę lasu. Nie pozwalały się dotykać,nosić na rękach,szybko zjadały i uciekały w swoją stronę.
Z czasem ,kiedy przyszedł mróz siedziały pod naszym domem, próbując gdzieś chociaż trochę się zagrzać czy na chwile schronić. Mimo, że zostawialiśmy uchylone drzwi, poustawialiśmy budy i budki ze słomą one nie miały w sobie tyle odwagi żeby wejść. Dopiero kiedy nadeszły ogromne mrozy,ośmielili się i zaczęli nocami chować się na terenie naszej przystani a to w korytarzu, a to na poddaszu gdzie mamy słomę a Śnieżek nawet w kojcu w jednej budzie z psiakiem… i tak zaczęliśmy widywać je regularnie. Każdego dnia przychodziły… Nie były już głodne ,ale spragnione ciepła i normalnego spokojnego życia. Powoli zaczynały wprowadzać się na teren naszej Przystani i tak z nami zostali aż do teraz… Pokochali Przystań, pokochali nas a my pokochaliśmy ich…
Śnieżek pojawił się u nas już kilkanaście lat temu a Kuloczek zaledwie kilka lat temu…
Śnieżek był z nami dłużej i zdecydowanie trudniej nam było go przekonać do ludzi…
Bardzo się zdziwiliśmy, kiedy pewnego dnia zamieszkał w kojcu u stareńkiego Niutona. Niutek, owczarek policyjny, kiedy był młodszy gonił wszystkie koty. Śnieżek mu nie przeszkadzał, nie gonił go, nawet spodobało mu się kocie mruczenie. Spali razem w budzie i polubili swoje towarzystwo. Kiedy nadeszła zima, stary Niuton został przeniesiony do domu. Śnieżek mimo ogromnej niechęci do ludzi, przyszedł za nim do domu. Niutuś odszedł już kilka lat temu, a w spadku pozostawił nam swojego kociego przyjaciela. Śnieżek miał ogromną słabość do psów. Po prostu wolał ich towarzystwo od ludzi i innych kotów. Udało nam się zdobyć jego zaufanie po wielu latach. Przy nas nie był już strachliwym dzikim kotem, stał się naszym przystaniowym, głośno domagającym się jedzenia mruczkiem. Był już starszym kocurkiem ale niezmiennie od lat traktował Przystań jak swój jedyny i pewnie pierwszy dom i nigdzie się nie oddalał, zawsze był na terenie. Jakiś czas temu bardzo chorował ale udało się postawić go na nogi i znowu wrócił do nas i wiódł swoje niezależne życie aż do teraz… Nasze dwa Przystaniowe symbole postanowiły pognać za Tęczowy Most… Odeszli tak samo jak pojawili się w naszym życiu- nagle i niespodziewanie… Wyjątkowo ciężko pogodzić się z ich odejściem… Przystań bez nich już nigdy nie będzie taka sama… To tak jakby zakończył się pewien etap w naszym Przystaniowym życiu…

Śnieżku…
Kuloczku…
Wyjątkowo trudno Was dzisiaj żegnać. Piszemy Wasze pożegnanie a nie dociera do nas, że odeszliście… Jak przyjechać do Przystani i nie zobaczyć Ciebie Kuloczku witającego nas przy drzwiach wejściowych? Jak przejść obok Psianatorium punktualnie o 16:00 i nie zobaczyć już nigdy więcej Ciebie Śnieżusiu czekającego na jedzenie? Jak pogodzić się z tym, że już nigdy się tutaj nie zobaczymy… Już nigdy Kuloczku nie pójdziemy razem na spacer z psami… Już nigdy Śnieżusiu razem nie zrobimy obchodu po stajniach… Już nigdy nie będziecie na nas czekać… Wiedzieliście co to głód, mróz czy poniewierka. Życie nigdy Was nie rozpieszczało. Przystań była Waszym prawdziwym domem, pierwszym jaki kiedykolwiek mieliście i tym ostatnim… Byliście w swojej ukochanej Przystani do końca… Do samego końca na swoich zasadach…Dziękujemy Wam chłopaki za ten nasz wspólny czas… To dla nas zaszczyt, że na swoje bezpieczne miejsce wybraliście naszą Przystań… Dziękujemy za Waszą obecność. Bez Was już nigdy nie będzie tak samo… Już nigdy…
Kuloczku, Śnieżusiu biegnijcie ile sił w Waszych kocich łapkach, tam gdzie wszystko jest idealne… Skąd wiemy, że jest idealne? Bo wiemy, że są tam nasze zwierzaki, one wszystko czynią idealnym. Przystań Ocalenie bez Was już nigdy nie będzie taka sama… Zawsze będzie Was bardzo brakować… Nigdy o Was nie zapomnimy i nigdy nie przestaniemy Was kochać… Nie żegnamy się z Wami chłopaki. Mówimy Wam do zobaczenia… Gdzieś… Kiedyś… Czekajcie na nas, a kiedy przyjdzie nasz czas przywitajcie nas raz jeszcze, tak jak tu robiliście to każdego dnia…

Śmierć nadal zbiera swoje żniwo…

Nie wiemy ile jeszcze będziemy w stanie znieść. Nawet nie jesteśmy w stanie nadążyć z żegnaniem naszych Przyjaciół… Jeden odchodzi za drugim… Dzisiaj po wielu wspólnych latach żegnamy kolejnych członków Przystaniowej rodziny…
Po 9 wspólnych latach odeszła od nas sunia Stworka…
Po 16 wspólnych latach odszedł od nas koziołek Piotruś…
Po 16 wspólnych latach odszedł od nas koń Watson…

Wszyscy razem pobiegli za Tęczowy Most… Może razem będzie im raźniej… To szczególnie trudne dla nas pożegnania… Strasznie ciężko żegnać się po tak wielu wspólnych latach… Nie jesteśmy w stanie napisać w chwili obecnej nic więcej… Tak wiele chcielibyśmy dzisiaj napisać a tak trudno zebrać myśli, ubrać w słowa to co chcielibyśmy przekazać…