Trafiła do nas w listopadzie 2005r, na prośbę naszej pani weterynarz.. do dziś pamiętam co Pani doktor mówiła prosząc nas o pomoc: "leczę kotkę, która jest częściowo sparaliżowana po upadku z balkonu bloku w którym mieszkała, dotychczasowe opiekunki to dwie siostry, dobrze się nią zajmowały, ale nie było dalszej zgody rodziców na trzymanie w domu kota, który nie załatwia potrzeb fizjologicznych do kuwety tylko pod siebie, roznosząc wszystko po mieszkaniu, dlatego pewnego dnia zrozpaczone zdecydowały o jej uśpieniu.. przez kilka tygodni leczenia koteczka wykazywała tak ogromną chęć życia i robiła postępy, już nawet czasem stawała na nóżki, mimo początkowego całkowitego bezwładu.. a tu miałam ją uśpić.. kicia popatrzyła mi w oczy, trzymała mnie łapkami za rękę, jakby prosiła o życie.. nie mogłam.. pomyślałam o Was". I tak Elisia trafiła do nas. Początkowo nie akceptowała nowego domu i obecności tak wielu kotów, gryzła nas i drapała, nie pozwalała wykonywać żadnych czynności pielęgnacyjnych, bardzo, bardzo tęskniła, dodatkowo bała się innych kotów więc agresywnie na nie reagowała, musieliśmy odseparować ją od nich.. Początkowo szukaliśmy jej domu, ale tak trudno znaleźć dom takiemu kalekiemu zwierzakowi. A Eliszka oswoiła się, zaakceptowała towarzystwo innych kotów, bardzo lubiła jeść i umiała walczyć o swoje. Stała się też bardzo pieszczotliwa, gdy tylko mogła przytulała się do każdego kto był w pobliżu, najchętniej kładła się na stopie osoby stojącej i albo patrzyła w oczy tymi swoimi pięknymi, niebieskimi, błyszczącymi oczkami pełnymi uwielbienia dla człowieka, który się nią opiekuje, albo nawet zasypiała tak przytulona do nogi... Leczenie sprawiło, że coraz lepiej chodziła- dość długo w ciągu dnia utrzymywała się na nóżkach, przewracała się tylko wtedy, gdy chciała wykonać skręt w prawo, jednak nie trzymała moczu, a kał oddawała bezwiednie, także podczas snu. Miała wózeczek, dzięki któremu łatwiej jej było poruszać się, ale nie lubiła go zbytnio. Była skazana na codzienne dwukrotne lub częstsze kąpiele, których nie lubiła- gdy widziała przygotowania do kąpieli, to uciekała i szukała miejsca do ukrycia się. Gdy tylko były otwarte drzwi uciekała do ogródka i leżała sobie pod krzaczkami, uwielbiała się wygrzewać do słońca.. Wyglądała coraz piękniej coraz lepiej się poruszała, miała apetyt, dużo chodziła i.. nagle wszystko się zmieniło- zatrzymał się kał. Diagnoza- zespół nadwrażliwego jelita, operacja, znowu kolejne lekarstwa, szukanie tego co może jeść , żeby jelito nie zatkało się ponownie. Przeszła całkowicie na dietę weterynaryjną i tylko specjalnie przygotowaną o specjalnej konsystencji. Jednak z upływem czasu było coraz gorzej, schudła, przestała chodzić, wyniki krwi były coraz gorsze- wewnątrz siadało wszystko. A ona tak chciała żyć-miała ogromny apetyt, musieliśmy chować wszystko co było do jedzenia- ludzkie czy zwierzęce, bo potrafiła otwierać szafki, rozrywać worki z karmą. Gdy tylko usłyszała czyjś głos natychmiast się zjawiała, wyrastała jakby spod ziemi, bezszelestnie przemieszczała się po podłodze, czasem słychać było tylko jakby szelest węża po podłożu. i już siedziała przy nogach prosząc o jedzenie. Najedzona pełzła do swojego legowiska spać, a za godzinę znów była przy nogach.. Gdy inny kot zajął jej legowisko to początkowo cierpliwie czekała, wpatrując się w niego, a gdy nie wychodził to wchodziła na niego i po chwili najczęściej zostawała sama i robiła kółeczko ucieszona, że wygrała. Wszędzie jej było pełno, miała w sobie tyle woli życia- w ciągu dnia większość czasu spędzała kręcąc się koło nas, uwielbiała pieszczoty, przytulanie, odpowiadała na swoje imię, patrzyła tak pięknie w oczy.. teraz jest tak pusto... Z całego serca chcemy podziękować Pani Gunilli Myszak ze Szwecji za pomoc okazaną Eliszce- za sponsorowanie jej utrzymania i leczenia, za kilkukrotne odwiedzanie jej, za to, że okazała jej Pani tyle serca, i za to, że nie brzydziła się jej brać na kolana i przytulać, choć ona zawsze była obsikana, jednak gdy Pani była ona czuła się jak prawdziwa królowa- wypieszczona, wycałowana, wyprzytulana, ona chyba czuła Panie wielkie serce, bo traktowała Panią z wyjątkowym zaufaniem... (przecież byli i tacy, którzy mówili, że mamy ją uśpić bo śmierdzi). Dziękujemy za wszystkie prezenty, które otrzymała od Pani- te przywożone i posłane w paczkach, za wszystkie miłe słowa i interesowanie się jej zdrowiem przez cały czas. Dziękujemy także naszej pracownicy Ani, która w ostatnim czasie opiekowała się Eliszką i z wielką troskliwością i sercem dbała o nią, zajmowała się nią tak serdecznie bo też ją pokochała. Serdecznie dziękujemy także Ani Ostrzyckiej i Markowi Rymuszko, którzy w tym dniu byli z nami, kiedy Elisia odchodziła za pomoc i serce dla niej. Szczególne podziękowania kierujemy dla naszego prezesa Domina, który kilkakrotnie ratował jej życie w momentach, gdy było zagrożone i był z nią w ostatnich chwilach życia. I jeszcze Pani doktor Julii, że nie miała serca uśpić jej, gdy tak zdecydowali jej właściciele i za leczenie jej- oraz Lecznicy Weterynaryjnej "Zwierzaki" z Pszczyny za opiekę i wielką determinację z jaką kilkakrotnie w momentach zagrożenia walczyli o jej życie. Tak bardzo będzie nam Ciebie Elisiu brakować, wypełniałaś nasz dom całą sobą. Wokół Ciebie toczyło się nasze życie.... wieczne nasze wzajemne pytania czy Elisia piła, czy jadła, czy jest już wykąpana, czy się wypróżniła (czy ktoś mógłby przypuszczać, że można się cieszyć, gdy zobaczy się kupę kocią na podłodze?!- jednak to znaczyło, że będziesz żyła).... teraz pozostało nam tylko puste legowisko i pamięć o wspaniałym kocim przyjacielu i rana w sercu, że to malutkie i ukochane życie odeszło. Bądź Elisiu szczęśliwa za Tęczowym Mostem, biegaj na zdrowych nóżkach, poszukaj Buffinki, Mruczusia, przytul się do nóg jakiegoś Anioła...... a my wciąż wierzymy, że kiedyś w Raju wolni spotkamy się znowu..... do zobaczenia Eliszko..