Nie wierzyliśmy, że to się uda - czasu było tak mało. Tak jak pisaliśmy nie było mowy o negocjacjach - w tym miejscu się nie negocjuje ani terminu ani ceny ani konia - bierze się to co chcą sprzedać-tak był uratowany Lucky, Bandero, Urbanek, Nadzieja i Kolumb. Niestety Babci nie znaleźliśmy - choć ostatnie wiadomości wskazywały na to, że trafiła do rzeźni w Rawiczu - było jednak już za późno. Szybko napisaliśmy wiadomość, która zamieszczona na naszej stronie internetowej została jakimś cudem natychmiast prawie przeczytana przez ludzi o wielkim sercu, chyba też rozesłana dalej, potem jeszcze dzwoniliśmy do naszych przyjaciół, którzy również dalej dzwonili - i w ten sposób w tak krótkim czasie udało się zebrać potrzebne pieniądze, żeby wyrwać śmierci te 2 końskie życia. Pisaliśmy już jak to bardzo trudno zdecydować się kiedy tak wiele końskich oczu wypatruje szansy na życie, ale wiedzieliśmy, że są i że można właśnie im podarować to co najcenniejsze dla każdego z ludzi i zwierząt - życie! Dziadzio-tak ma w tej chwili na imię stary wałaszek, którego nam zaproponowano. Przytulonego do niego konika nazwaliśmy Viktor - ufając , że takie imię pozwoli nam zwyciężyć w walce o jego życie. Wielu z Państwa dzwoniło ofiarując swoją pomoc - za co serdecznie dziękujemy, ale wiadomo jak to jest z przelewami bankowymi - czasem pieniądze krążą przez kilka dni - dlatego największe podziękowanie kierujemy w stronę Moniki i Roberta Gawlińskich z dziećmi, którzy wpłacili całą potrzebną kwotę na ratowanie Viktora. Zawsze kochaliśmy zespół Wilki za ich twórczość, a teraz kochamy ich jeszcze bardziej za ich wrażliwe serca, otwarte na krzywdę naszych braci mniejszych. Pomogli nam już wcześniej podczas ratowania Mai i zakupu maty dla Kostusia-jeszcze raz dziękujemy za wszystko. Dziękujemy wszystkim osobom, które wspomogły nas w uratowaniu Dziadzia i Viktora - jak zawsze w takich okolicznościach otrzymaliśmy wiele wspaniałych telefonów, sms-ów, maili - jak zwykle nie zostawiliście tych skazanych już na śmierć zwierzaków bez pomocy - szkoda że nie można tu zamieścić tych wzruszających rozmów, pełnych wzruszenia, często łez i uczuć, które przekazywaliście nam w ten sposób. I wszystko to sprawiło, że nie tylko mogliśmy uratować te koniki, ale teraz jeszcze poddać je leczeniu. Po przewiezieniu do przytuliska okazało się, że oba mają zapalenie płuc. Choć minęło już kilka dni Dziadzio nadal ma wysoką gorączkę, miał też uszkodzone oko z którego cieknie ropa, oraz prawdopodobnie 28 lat - jest więc starszy niż się spodziewaliśmy. Z oględzin weterynarza wynika, że musiał mięć bardzo ciężkie życie - może pracował w górach - ma zniekształcone nogi, mięśnie mu stale drżą, a stawy w takim stanie, że gdy idzie to tak go słychać jakby rycerz w metalowej zbroi przechodził. Bardzo boi się mężczyzn, ale lgnie do kobiet-tuli się, kładzie głowę na ramieniu, podkłada się do głaskania. Viktor również ma zapalenie płuc, ale jest dużo młodszy - ma prawdopodobnie 5 lat - więc nie ma żadnych obaw o jego życie. Miał już obciętą grzywę i wycięte znaki rzeźne - przygotowanie do uboju, zdjęto mu też 3 podkowy, ale jedną zostawiono. On również bardzo boi się mężczyzn i reaguje agresywnie - w pierwszym dniu pogryzł dotkliwie Domina. Przy oględzinach okazało się, że jest ogierem - choć powiedziano nam, że to dwa wałaszki. Kolejnym jego problemem jest łykawość - mamy już jednego konika łykającego i wiemy, że opieka nad nim wymaga specjalnych warunków. Będziemy musieli przygotować dla niego specjalny boks no i poddać go kastracji. Viktor znalazł swoich sponsorów - rodzina Gawlińskich - a może ktoś pokocha Dziadzia - steranego życiem staruszka, który teraz ma swoją emeryturę - polecamy go Państwa pamięci.

28 maja 2012
Czas pożegnań...

Teoretycznie powinniśmy być przygotowani na to, że nasi podopieczni będą odchodzić... Przyjmujemy głównie zwierzęta schorowane i stare... Jednak na śmierć nigdy nie jest się gotowym, zwłaszcza na śmierć bliskiego Przyjaciela... Robimy wszystko, żeby były u nas szczęśliwe, żeby zaznały życia bez bólu i w szacunku, ale niestety kiedy nadchodzi czas, jesteśmy bezsilni i my, i grono weterynarzy z nami współpracujących. Są zaniedbania tak straszne, że nie da się odwrócić ich skutków. Są choroby, na które nie ma lekarstwa. Lecz najbardziej bezlitosna jest starość, bo ona dotyka w końcu każdego... Przeprowadzenie Przyjaciela przez tęczowy most to jeden z najtrudniejszych obowiązków, przed jakimi stajemy. Nie da się przejść nad tym do porządku dziennego - za każdym razem boli tak samo, serce pęka na samą myśl... Tak samo bolesne jest pisanie o tym, że opuścił nas kolejny Przyjaciel... W ostatnich tygodniach pożegnaliśmy klacz Angelę - kompankę naszej Iskry, najstarszą klacz w stadzie, która od lat cieszyła nas swoim towarzystwem [*] pożegnaliśmy też Victora, który imię otrzymał, aby uczcić zwycięstwo nad przesądzonym losem starego konia. On nie trafił do rzeźni, Victor dostał szansę na godną emeryturę [*] pożegnaliśmy Muzę - wysłużoną klacz, która przez długie lata dawała swojemu właścicielowi zysk, a w podzięce za to otrzymała bilet do ubojni [*] odeszły kózki Stara i Cika, a wraz z nimi straciliśmy promyczki radości, które rozświetlały nam szarą codzienność [*] Nasi kochani Przyjaciele, pamiętamy o Was, będziecie zawsze żywi w naszych sercach i w pamięci...